Carlos Ruiz Zafón

"Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterię: to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć."


poniedziałek, 14 listopada 2011

Rozdział 1


Rozdział 1

Poszukuje Bety! Moja klawiatura ma już dobre 6 lat i zaczyna się buntować, dlatego byłabym wdzięczna za każdą pomoc, nawet przy jednym rozdziale. W rozdziałach będzie dużo wulgaryzmów, bo mój główny bohater jest dość... Gwałtowny, że tak powiem. Rozdział dość krótki ale następny... No zapowiada się na dobre sześć stron worda, wiec nie martwcie się o długość.
*

Ludzie.

Prymitywny gatunek zwierzęcia, który jako jedyny potrafi używać swojego mózgu do zbudowania solidnej cywilizacji. Odkrycie tego, że pochodzimy od małp nie powinno nikogo zdziwić. Przecież to całkiem logiczne. Nasz wygląd, poglądy czy zachowanie są prawie identyczne do zwyczajów małp. Jesteśmy tak samo brzydcy, mamy pojebane priorytety (np. przetrwanie kolejnego dnia) i nasze zachowanie w stosunku do siebie jest identyczne jak ich, jednak małpy potrafią żyć w jednym stadzie. Potrafią sobie pomagać, gdy tego potrzebują.
My nie.
I to jest nasz największy problem, czasami nie odróżniamy, kim jesteśmy. Kim są inni. Przyjaciel czy wróg? Zawsze patrzymy na wszystko z podejrzliwością, nawet na rodzinę.
Zwierzęta.
Tym, czym jesteśmy. Zwykłym układem nerwów, tkanek, narządów i wielkiego kawałka mięsa zwanego mózgiem, który jest zaprogramowany tak, byśmy wrzeszczeli na siebie, przeklinali, narzekali i stosowali wobec siebie przemoc. Byleby zdobyć jak najwięcej kasy dla siebie.

Egoizm.

Nie żyjemy w świecie, w którym najważniejszym słowem nie jest „My” a „Ja”. To bardzo niedobrze. W stanach za inhalator trzeba zapłacić około 150 dolców a na Kubie dostaniesz taki za pięć centów. Na Kubie nie wyjebią cię ze szpitala na zbity pysk, bo nie masz jak zapłacić za zabiegi, nie. Tam lekarze chodzą po domach i leczą, nie pytając się o ubezpieczenie czy inne papierkowe gówna, oni po prostu dają ludziom szanse na zdrowe życie. Pracują dla samej satysfakcji, że uratowali dziś życie.

I zostaliśmy ukarani.

Na pierdolonej Kubie nie ma wielkich, zgniłych, z odstającą skórą od kości, Krube. Tam nie ma tych wielkich potworów, od których jedzie okropnym smrodem trupa i krwi. Nie ma. A u nas są. Dlaczego? Bo jakiś pan, który był bardzo ambitny wynalazł broń biologiczną dla wojska, który miał być użyteczny w wojnie w Iraku i Afganistanie a także innych krajach. Ten Pan jednak nie przewidział, że proszek dostanie się w łapska dilerów narkotykowych, którzy sprzedadzą to każdemu możliwemu mężczyźnie, kobiecie i nastolatkowi. I stworzy najprawdziwszą armie potworów.

Krube.

Zagrażający ludzkości zwierzęcy gatunek. Tak nazwał to nasz prezydent. Idiota a nie prezydent, ten zagrażający gatunek to przecież ludzie! A przynajmniej byli, nie wiem jak może tak mówić, jak może kłamać społeczeństwu w twarz, mówiąc, że wszystko jest pod kontrolą i sprawca zostanie złapany. Przecież to on jest sprawcą! To on zamówił tą substancje! A teraz zwala na człowieka, który tylko wykonywał swoją robotę, ale oczywiście musiał ja spaprać!

Ludzie.

Ja jestem jednym z tych prymitywów, chodzących i zatruwających biedną ziemię. Antarktyda jest teraz jak kostki lodu na gorącej plaży, trawa, drzewa i cała roślinność znika. Przez kogo? Przez Homosapiens! Człowieka, który nic innego nie umie robić tylko niszczyć. Zamiast pielęgnować ziemię, tworzyć roboty do tego by ją upiękniały, to nie! My musimy jak zwykle coś spieprzyć! Na ulicach, jeżeli tak można je nazwać, jest pełno odpadów. Powietrze jest zanieczyszczone, ludzie chorują, umierają, cierpią. Pełno zardzewiałych robotów a także tych, które nam służą a przynajmniej maja takie zadanie. Jeździmy na coraz to nowocześniejszych pojazdach, uczymy się coraz więcej i więcej. Jednak, co z tego mamy? Przecież Ziemia umiera a my na to patrzymy, my to powodujemy.

Nasza chęć władzy i dominacji niszczy wszystko na swojej drodze.

Mam tylko, kurwa, nadzieje, że nigdy nie będę musiał patrzeć na to jak nasza planeta umiera kompletnie.

Prawdopodobnie będę już nie żył.

Dzięki Bogu.

*

Sorsza Lumer. Lat 23. Białowłosy, zielonooki, wysoki mężczyzna. Student medycyny sądowej.  Dlaczego trupy? Bo jest ich coraz więcej. I lubię ich, każdy ma swoją własną historię, ale nie mówi o niej. To ja musze się dowiedzieć, co robił przez całe swoje życie, to coś jak praca detektywa, tylko, że na ludzkim ciele. Lubię to. Tą cisze i spokój w kostnicy, kiedy zostaje na nocnej zmianie, sam. Jest to trochę straszne, ale daje radę. Po tym jak widziałem Krube na własne oczy...

Nic mnie nie przestraszy.

Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz chwyciłem skalpel w dłoń i rozciąłem skórę – Skórę małej dziewczynki, zabitej przez jednego z tych potworów. Była cała sina, wykrwawiła się przez ogromną ranę po ugryzieniu na szyi. To było coś okropnego, ja robiłem sekcje zwłok tej małej a jej matka stała za szybą i rozmawiała z moim przełożonym – Płakała. Po wszystkim, jak już doprowadziłem ją do jakiegoś porządku, podszedłem do matki i oddałem rzeczy jej córki: Plecaczek w kształcie kotka, pełno spinek z różnymi zwierzętami, mundurek szkolny, trampki, portfel ze zdjęciem całej rodziny i misia. Wszystko było zakrwawione.

Sam miałem ochotę płakać.

Mam matkę na drugim końcu świata, ojca w Iraku, starszego brata w Afganistanie. Jesteśmy rozbitą rodziną, każdy uciekł tam gdzie czuł się najlepiej. Mama wybrała swój rodzinny kraj, Rosję. Ojciec był patriotą, ale i tak robi to tylko po to by na mnie nie patrzeć a brat... Nie odezwał się do mnie od sześciu lat. Piszę do każdego z nich, ale i tak nikt nie odpisuje. Można powiedzieć, że jestem sierotą i tak też się czuję.
Spoglądając w przeszłość, we wspomnienia z dzieciństwa to... Jakby to  powiedzieć...

Było zwyczajne.

Nudne.

Nie robiłem nic co odbiegałoby od normy, bawiłem się z dzieciakami, bratem, tatą, czasem nawet z mamą. Ale to nie było nic szczęśliwego. Szkoła była po prostu kolejnym etapem w grze, jaką było moje życie. Coraz to większe wyzwania, które, zgodnie z oczekiwaniami wszystkich, pokonywałem.
Kiedyś... Miałem też młodszą siostrę, o rok. Pewnego dnia rodzice z bratem wyjechali do babci, kazali mi mieć oko na Arine, miałem. Przysięgam na boga, że to nie była moja wina. To przecież nie była moja wina, że ktoś akurat chciał okraść nasz dom, nie moja wina, że Arina wyszła z pokoju, kiedy ten chował srebra mamy do torby. Nie moja winą było, że ją zastrzelił.

To nie byłem ja.

To nie ja naciskałem spust.

Ale oni tak to odebrali. Usłyszawszy strzał, wyleciałem z pokoju. Wcześniej chwyciłem za jakiś kij. Zobaczyłem małą jak leżała na podłodze w kałuży krwi i tego bydlaka z wielką bronią. Rzuciłem się na niego z wrzaskiem – Strzelił, ale nie zważałem na ból. Dostał tak po mordzie, że nawet chirurg plastyczny by mu jej nie zrekonstruował. Biłem na oślep, trwało to jakieś pół godziny. Nie żył po tym.

Satysfakcja.

Oj to było to, czułem się tak dobrze gdy nie wyczułem pulsu, jednak wszystko znikło gdy spojrzałem na Arinę.

Wrócili do domu a tam jacyś faceci wyciągali moją siostrę w worku do karetki, była policja i ci wszyscy inni. Ja leżałem już w karetce, trzy kule w brzuchu – Natychmiast miałem się znaleźć w szpitalu. Ostatnie co pamiętam to wrzask mamy, gdy usłyszała o małej.
 Zazwyczaj, kiedy ktoś pyta o moich rodziców mówię, że nie żyją. Tak jest lepiej dla mnie, dla nich i dla tych którzy pytają. Nikt nie musi wiedzieć.

Patrzę na zegarek w małym obskurnym pokoju – 5.30.

Czas zbierać się do pracy.

3 komentarze:

  1. Trochę się czekało na ten rozdział, ale było warto.Że jest wyśmienity- nie mogę powiedzieć, jest dobry, nawet bardzo dobry, ale było kilka rzeczy które mi nie pasowały. Dwa, trzy zdania zgrzytały, musiałam je przeczytać ponownie by zrozumieć, ale prócz tego resztę tekstu czytało się raczej płynnie. Były też z cztery powtórzenia, jestem na ich punkcje wręcz uczulona, więc nie przejmuj się nimi. Po przeczytaniu wiadomości przed notką spodziewałam się więcej wulgaryzmów, chociaż nie wiem czy mam żałować czy się cieszyć z ich braku. Zawód bohatera kompletnie mnie zaskoczył. Pozytywnie. Już od dawna mam takie przeświadczenie, że jak facet zajmuje się medycyną to mądry jest xD No i też bardzo mi się spodobało to, że Lumer czuł satysfakcje jak policzył się z panem włamywaczem xD Trochę trudno uwierzyć, że z trzema kulkami w brzuchu zdołał go załatwić, ale już nie takie rzeczy się działy. Motyw rozpowszechnienia się tej choroby, zarazy co zmienia w potwory jest dobry. Krytykowanie wyższych władz- popieram xD No i sam charakter Lumera wydaje się dość ciekawy, nie wiem czy to zamierzone, ale czułam w nim trochę sarkazmu, może arogancji- chociaż to za mocne słowo. W skrócie: opowiadanie zaciekawiło mnie jak żadne inne. Czekam z niecierpliwością na te 6 stron worda xD Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak na początek - jeżeli jeszcze nie znalazłaś bety, mogłabym jakoś pomóc. A teraz o tekście. Zacznę od tego, że masz naprawdę świetne pomysły. Wiem, dawno nie komentowałam twoich dzieł, ale to ze zwykłego braku czasu. To, spośród pozostałych opowiadań, ma chyba najlepszy początek. Przekazałaś w nim wszaystko, co czuje nasz cudowny bohater, pokazałaś cząstkę jego duszy. Jest jednak jedna, straszliwa drobnostka - piszesz za dużo przekleństw. Tak, daje to pewne wrażenie, że bohater może być wściekły, czy to, że mocniej chcesz wyrazić jego uczucia. Jednak tego jest za dużo. Ogranicz trochę zasób bluźnierstw i tekst będzie perfekcyjny! Znalazłam kilka niewielkich błędów, ale nie rzucały się wyraźnie w oczy (bo dopiero po przeczytaniu tekstu drugi raz :) ). Początek zaczęłaś pięknie jak Zafón, w dodatku spodobał mi się jego cytat, który wstawiłaś na górze. Nagłówek jest piękny, blog jest ładnie utrzymany. No, co tu dużo mówić, jesteś naprawdę nieziemską autorką i w przyszłości, zapewniam cię, osiągniesz sukcesy (o ile już nie osiągnęłaś). Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział, Dup3n

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo, że tak powiem filozoficzny rozdział.:) W niektórych momentach normalnie aż mnie ciarki przeszły. Ci ludzie, a raczej potwory.. Ty to masz pomysły. Fajnie opisane, a przemyślenia głównego bohatera poruszają. Uhh biedna ta mała dziewczynka, jeszcze bardziej żal mi matki. :( Ale to z tymi szpitalami to jest straszne, jak można tak ludzi traktować?
    Pozdrawiam i weny życzę;) Czekam na kolejny rozdział;)

    OdpowiedzUsuń